Matka – nastolatka

Kiedy idziesz po syna ośmioletniego do szkoły. Chodzisz tam tylko wtedy, gdy mąż i ojciec jest chory. W inne dni pracujesz od rana do nocy, albo odsypiasz. Dlatego lekko niepewnie wchodzisz na schody, liczysz stopnie ze zdenerwowania, bo nawet nie wiesz, czy na widok wychowawczyni syna zreflektujesz się szybko, by powiedzieć jej „Dzień dobry!”. Nie jesteś pewna, czy ją poznasz… A co dopiero panie w świetlicy, widziałaś je tylko raz, i to w otoczeniu głośnej hałastry i w obliczu jakiejś dzikiej awantury o zaginioną komórkę. Nagle wyłapujesz między jednym ziewnięciem u ciebie, a drugim u niej – polecenie skierowane do ciebie od jednej z pań świetlicowych: „Proszę przekazać rodzicom, żeby zapłacili za obiady”. Skonfundowana milczysz, bo nawet nie wiedziałabyś, jak to sprostować, w końcu kiwasz głową i postanawiasz w duchu: tak, przekażesz mężowi i sobie, haha. Dotychczasowa senność znika, budzisz się. Następny zaskakujący zwrot akcji i twoich myśli, druga z pań świetlicowych wywołuje syna twego jedynego: „Fraaanek! Siostra po ciebie przyszła!”.

Tak, wina też nie chcieli ci sprzedać na dziewiątą rocznicę ślubu.

Mam 30 lat.