Wieczór z poezją ukraińską

                  Idąc we wtorek do biblioteki na Okulickiego, gdzie mieliśmy czytać poezję nie sądziłam, że taki bagaż stamtąd wyniosę.

Bagaż emocji, inspiracji, przeżyć. Już sam zamysł był niecodzienny:

– przedstawienie ukraińskiej poezji przez polskiego poetę oraz tłumacza poezji ukraińskiej Janusza Radwańskiego,

– czytanie moich polskich wierszy w moim wykonaniu,

– prezentacja ukraińskiej poezji czytanej w oryginale przez czytelników z Ukrainy.

                                                                                 Jaka jest poezja ukraińska?

                   W moim odczuciu:
– Drobiazgowe, rytmiczne opisy codzienności – rzeczy, czynności – tak rytmiczne, jak strzały z karabinu;
– Albo balkonowy, niezwykle metaforyczny opis świata zakończony najpopularniejszym obecnie w sieci i w realu wulgaryzmem (Wkleję ten wiersz niebawem)
– Albo melodyjne, pełne jasnej nadziei życzenia co będzie, gdy to wszystko się skończy …
Podczas tego spotkania Powstała wspólna przestrzeń, symbioza – twórczości, emocji w kameralnym gronie obojga narodów. To wyraziło się poprzez rozmowy, niejednokrotnie podszyte łzami, zawieszanie się w wypowiadaniu słów, zawieszanie się w spojrzeniach – jakbyśmy sami spoglądali tunelowo w siebie…

Bywało, że zapadało milczenie

Tkwiliśmy w nim, bo przynosiło ulgę, zapomnienie; albo też osadzało nas na nowo w innej rzeczywistości.
Dotąd niewyraźnie czułam się z moją mroczną, a zdaniem niektórych wręcz depresyjną poezją z debiutanckiego tomiku „Kufer cedru pełen”. Teraz wiem, że pisanie ma zdolność terapeutyczną. Pozwala wypowiedzieć, wypisać się emocjom.
                      Terapeutyczną rolę dla jednej z czytelniczek miało z kolei malowanie obrazów ze słonecznikami w roli głównej.
Twórczość daje ratunek. Rozjaśnia. Wystarczy spojrzeć na słoneczniki, przeczytać kilka fraz.